czwartek, 10 grudnia 2015

Poczucie własnej wartości a wiara w siebie część 1

Idą święta, dziecko rośnie. Ciężko znaleźć czas na cokolwiek. Ale się staram. Dzisiaj trochę o naszej samoocenie.

Temat wydaje się być bardzo oklepany. Nauczyciele, terapeuci, rodzice, wszyscy chcą wzmacniać poczucie własnej wartości u dzieci. Dorośli chcą je pielęgnować i rozwijać u siebie nawzajem. Powiedziano nam, że to ważne, więc się staramy.



Często jest jednak tak (a nawet powiedziałabym, że w 99% przypadków), że nie wzmacniamy poczucia własnej wartości, a wiarę w siebie. Nasze wysiłki spełzają na niczym, bo poczucie owo może jeszcze się obniżać, a w sytuacji stresowej całkowicie spaść, szczególnie u dzieci. W konsekwencji nadymamy ego, które jest marnym substytutem poczucia własnej wartości, a zbyt nadmuchane może pęknąć jak balon.

Co jest czym?
Przekonanie o własnej wartości to wiedza o tym, kim jesteśmy i nasze doświadczenia z tym związane. To jądro naszej osobowości stanowiące odpowiedź na pytanie, jak dobrze siebie znamy. Osoba, która ma dobrze rozwinięte poczucie własnej wartości czuje się dobrze sama ze sobą, jest niezależna. Zna swoją wartość przez sam fakt swojego istnienia. Natomiast osoby o niskim poczuciu własnej wartości często mają poczucie winy i są krytyczne wobec siebie.

Podobnie, gdy patrzymy na nowo narodzone dziecko i mamy poczucie, że ta nowa istotka jest wspaniała i cenna przez sam fakt jej istnienia. Nie chcemy jej poprawiać, kochamy ją, bo jest.
Natomiast wiara w siebie to miara tego, do czego jesteśmy zdolni (nasze zdolności i talenty). Odnosi się do tego, co potrafimy zrobić bądź osiągnąć. Jest cechą nabytą.

Są to zatem dwie różne rzeczy, choć ze sobą powiązane. Ale uwaga. Jeśli ktoś ma wysokie poczucie własnej wartości, rzadko kiedy cierpi na brak wiary w siebie. Odwrotnie jednak może być zupełnie inaczej.

Jeśli mając wysokie poczucie własnej wartości chcemy nauczyć się malować pejzaże, ale okaże się, że nie mamy za grosz talentu plastycznego, to spokojnie przyjmiemy do wiadomości, że tak jest. Możemy poczuć smutek związany z porzuceniem marzenia, ale podejdziemy do tego zdroworozsądkowo. Przy braku wysokiego poczucia własnej wartości raczej podejdziemy do tego dramatycznie, mając poczucie, że do niczego się nie nadajemy. Nazwiemy się nieudacznikami.
Różnica ta jest zatem bardzo istotna. Oczywiście nikt nie twierdzi, że mamy nagle zaprzestać budowania czyjejś wiary w siebie. Trzeba jednak pamiętać, że tym nie wzmocnimy poczucia własnej wartości.

Niskie poczucie własnej wartości może przejawiać się strachem przed porażką, przechwałkami, obawą przed życiem, usuwaniem się w cień, wyniosłością, poczuciem winy, nadużywaniem szkodliwych substancji, agresywnym zachowaniem, kłopotami trawiennymi itp.
Jest więc czymś o czym warto pamiętać i nad czym warto pracować. Z kolei mała wiara w siebie jest nie tyle problemem psychologicznym, co pedagogicznym, który łatwo rozwiązać podając obiektywną ocenę czyiś umiejętności. Wiara w siebie wzrasta wraz z jakością naszych osiągnięć.

Tyle w temacie na początek. Postaram się, jak najszybciej rozwinąć ten wątek. :)

- Arleta -

Bibliografia
Juul Jasper, Twoje kompetentne dziecko, Wydawnictwo MiND, 2011, 2012 ISBN 978-83-62445-02-8

wtorek, 24 listopada 2015

Odpuść sobie. Wpis antymotywacyjny.

źródło: https://www.flickr.com/photos/chrisflorence/

Na pomysł wpisu o motywacji (i umiejętności motywowania się) wpadłam, kiedy moją "ścianę" na Facebooku zaczęły wręcz zalewać różnego rodzaju artykuły i materiały na ten temat. W tych artykułach autorzy zdawali się krzyczeć: "więcej entuzjazmu!", "możesz to zrobić, jeśli chcesz!", "zorganizuj się!", "uwierz w siebie", "miej wizję"... I wiecie co? Pomyślałam, że to jednak temat, którego nie można sprowadzić do tak prostych haseł.

Firmy co roku przeznaczają ogromne budżety na szkolenia motywacyjne. Motywują i szkolą menedżerów, jak ci z kolei mają motywować pracowników. Budowane są systemy premiowe, ścieżki karier, badania satysfakcji... wszystko po to, by ZMOTYWOWAĆ ludzi do pracy. Jeśli jednak sam chcesz zadbać o swoją motywację – nic prostszego – na rynku istnieje pewnie kilkadziesiąt poradników i książek o (auto)motywacji. Wpisując hasło „motywacja” w Google otrzymasz ponad 1,5 mln wyników. Zresztą jeśli choć trochę interesujesz się własnym rozwojem i chcesz świadomie budować ścieżkę kariery, na Twojej ścianie na Facebooku pewnie regularnie pojawiają się artykuły o tym, jak sprawić, by „się chciało tak, jak się nie chce”. No właśnie – jak?

Zasadnicze pytanie

O motywacji zazwyczaj zaczynamy myśleć wtedy, kiedy jej brakuje. Wtedy też próbujemy znaleźć rozwiązanie problemu i w jakiś sposób zmusić się do pracy. Sposobów na zmotywowanie się jest mnóstwo – jedne są bardziej skuteczne, inne mniej. Nie na każdego działa to samo. Jednak większość tych metod pomija bardzo istotną kwestię.  I jeśli zapytasz mnie co masz zrobić, żeby Ci się zachciało, ja Ci odpowiem, że może warto odwrócić pytanie i zastanowić się dlaczego Ci się nie chce? Jakie Twoje potrzeby stoją za tym „lenistwem”? W końcu – jakie korzyści przemawiają za „nic nie robieniem”?

Zapomniane potrzeby

To truizm i banał powiedzieć, że współczesny świat narzuca mordercze tempo. Szybciej chodzimy, jemy, zawieramy umowy, bardziej się męczymy i dłużej pracujemy. Mamy stawiane cele, które z roku na rok są bardziej ambitne. Absolutnym priorytetem jest rozwój -  podnoszenie kompetencji staje się koniecznym warunkiem funkcjonowania zawodowego i osobistego. Czasem po prostu się nie chce.

Cała ta codzienna bieganina pociąga za sobą ukryte koszty: utrudnioną koncentrację, mniej czasu na wszystko, rzadsze okazje do refleksji i planowania w  dalszej perspektywie. Gdy w końcu wieczorem wracamy do domu mamy mniej energii dla najbliższych, mniej czasu na relaks i odpoczynek, a kiedy uda nam się wreszcie szczęśliwie położyć spać, z dużym prawdopodobieństwem będą nas nachodzić myśli związane z pracą czy innymi obowiązkami. Zasada „więcej, szybciej, efektywniej” nie działa. Jasno pokazują to wyniki badań przeprowadzonych przez jedną z firm konsultingowych. W latach 2007-2008 przebadano ponad 90 tys. pracowników z 18 krajów. I co się okazało? Tylko 20% badanych czuło się w pełni zaangażowanych w swoją pracę; 40% „robiło swoje”, lecz bez pełnego zaangażowania, a kolejne tyle czuło się zniechęconych do swojej pracy i niezaangażowanych.

Z drugiej strony mamy prace profesora Andersa Ericssona, który przeprowadził niezwykłe badania oceniające wpływ ćwiczeń na umiejętności i sukces zawodowych skrzypków. W skrócie: w 1993 roku Ericsson przeprowadził badania dzieląc 30 młodych skrzypków z berlińskiej Akademii Muzycznej na trzy grupy: do najlepszej trafili ci, którym wróżono karierę solistów, drugą grupą były osoby, od których oczekiwano, że będą grać w orkiestrach. Trzecią grupę stanowili studenci, którzy w przyszłości mieli być nauczycielami muzyki. Na podstawie zebranych danych Ericsson doszedł do kilku ciekawych wniosków. Jednym z nich był – jak się domyślacie – ten, że skrzypkowie z grup 1 i 2 ćwiczyli znacznie więcej niż osoby z grupy 3 (średnio 20 godzin w tygodniu vs 9 godzin). Ale co najbardziej zaskoczyło badaczy – skrzypkowie z grupy „solistów” spali znacząco więcej niż z grupy „nauczycieli” (prawie 9 godzin na dobę vs 8)  i znacząco więcej niż przeciętni Amerykanie (6,5 godziny). Badania sugerują więc, że wielcy wykonawcy pracują znacznie intensywniej niż przeciętni, ale jednocześnie bardziej dbają o swój odpoczynek i możliwość regeneracji. Zresztą w ankietach wszyscy skrzypkowie przyznawali, że po samodzielnych ćwiczeniach to sen i odpoczynek jest drugim najważniejszym czynnikiem wpływającym na jakość gry.

Możliwość uzyskiwania dobrych wyników wymaga rytmicznego i sprawnego przechodzenia od pracy do odpoczynku i odwrotnie.  Żeby wydatkować energię musimy ją skądś czerpać – to oczywiste. Jak pisze Tony Schwartz pomysłodawca The Energy Project (http://theenergyproject.com) człowiek, aby funkcjonował potrzebuje czterech źródeł energii: fizycznej, emocjonalnej, umysłowej i duchowej. Kryją się za nimi potrzeby: równowagi (ciało), bezpieczeństwa (emocje), samorealizacji (umysł), uznania/sensu (duchowa). Ja je zaspokajać?

RÓWNOWAGA – składają się na nią cztery czynniki: odżywianie, kondycja fizyczna, sen i odpoczynek. Wszystkie stanowią formy aktywnej i pasywnej regeneracji. Na rysunku pola z lewej strony ilustrują nieskuteczne sposoby generowania i odnawiania energii, z prawej – te pożądane. Jest też haczyk – kiedy czujemy zmęczenie chętnie i często bezwiednie korzystamy z lewej strony tabeli. Niby to wszystko wiemy, ale prawda, że te metody wydają się takie łatwe i „na wyciągnięcie ręki”? No właśnie, tylko w dłuższej perspektywie przynoszą wypalenie i koło się zamyka. Brak energii – zryw – wypalenie – brak energii itd.




Jak to wygląda na poziomie emocji i umysłu? Popatrzcie.

BEZPIECZEŃSTWO – to na poziomie emocjonalnym najważniejsza potrzeba, wiąże się z poczuciem zadowolenia, kiedy czujemy się akceptowani i doceniani. Czy wiecie, że poczucie bycia docenianym jest jednym z trzech najważniejszych czynników motywujących ludzi do pracy? Badania przeprowadzone przez Instytut Gallupa pozwoliły wyodrębnić 12 kluczowych czynników budujących silne zaangażowanie w miejscu pracy (a przez to wysoką wydajność i chęć pozostania w firmie). Aż połowa z nich dotyczy kwestii poczucia bycia docenianym, tego że: regularnie otrzymujemy słowa uznania, przełożony interesuje się naszym życiem osobistym, posiadamy w pracy najlepszego przyjaciela i kogoś, kto zachęca do rozwoju.




SAMOREALIZACJA – dotyczy swobody wykorzystywania swoich talentów i umiejętności. Tę potrzebę żywi umiejętność kierowania uwagi i koncentrowania się w danej chwili tylko na jednej rzeczy. W sferze optimum to przechodzenie od myślenia analitycznego do holistycznego – od Strefy Taktyki do Strefy Kontekstu.



DUCHOWOŚĆ – ten układ nie został zdefiniowany, gdyż jest on bardzo osobisty. Niemniej we współczesnych badaniach często zwraca się uwagę na wymiar duchowości, jako warunek dobrego funkcjonowania.

Głębiej, bogaciej, bardziej refleksyjnie...

Jako psycholog mówię swoim klientom, żeby o sobie zadbali, byli dla siebie łaskawi i potrafili sobie odpuścić. Czasem lenistwo nie jest słabością, a staje się sposobem na odzyskanie energii. Oczywiście – mądre „nicnierobienie”. Jeśli więc czujesz się zniechęcony, zachęcam do przeprowadzenia „audytu energetycznego” i udzielenia odpowiedzi na te pytania:

1.      Czy prawidłowo się odżywiasz, pracujesz regularnie i wysypiasz się?
2.      Czy rano chętnie zabierasz się do pracy?
3.      Czy koncentrujesz uwagę na sprawach priorytetowych i czujesz, że pracujesz efektywnie?
4.      Czy widzisz sens w swojej pracy?

I na koniec najtrudniejsze:

5.      Czy życie, które prowadzisz, jest warte ceny, którą płacisz?

Te pytania oczywiście odnoszą się do opisanych wcześniej czterech potrzeb. Idea nie jest skomplikowana – żeby mieć energię do działania, musisz najpierw zaspokoić bardziej podstawowe potrzeby. Idealna sytuacja to oczywiście taka, w której odpowiesz na wszystkie pytania „tak”. Oczywiście także wtedy może zdarzyć się, że czujesz się zniechęcony. Jednak w takim wypadku zapewne skuteczne okażą się standardowe metody motywowania się do pracy – planowanie i organizowanie zadań, wyznaczanie celów, praca nad mocnymi stronami itd. Z drugiej strony, jeśli na któreś pytanie odpowiedziałeś „nie” – być może właśnie odkryłeś prawdziwą przyczynę swojego samopoczucia.

Ciasteczka i rzodkiewki

Żaden artykuł o motywacji nie byłby pełny bez tematu samokontroli. Jedne z najsłynniejszych badań nad silną wolą przeprowadził Roy Baumeister. W 1998 roku wraz ze swoimi kolegami zrobił eksperyment, który miał na celu udowodnić tezę, że silna wola działa jak paliwo o ograniczonych zasobach. Eksperyment wyglądał tak: badacze zapraszali uczestników do sali pod pretekstem, że wezmą udział w badaniu percepcji smakowej. Gdy usiedli, organizatorzy wnosili duży talerz z czekoladowymi ciasteczkami prosto z pieca oraz talerz rzodkiewek. Połowa uczestników została poproszona o zjedzenie co najmniej dwóch ciasteczek i nie ruszanie rzodkiewek. Druga połowa – odwrotnie – o zjedzenie co najmniej dwóch rzodkiewek i pozostawienie ciastek. Żaden z badanych nie złamał polecenia, chociaż   jak opisują badacze – kilku jedzących rzodkiewki spoglądało tęsknym wzrokiem na talerz z ciasteczkami. W dalszej części eksperymentu organizatorzy wracali po kilku minutach do sali i tym razem prosili uczestników o ułożenie puzzli (których jednak nie dało się ułożyć, gdyż były krzywo docięte), a następnie mierzyli czas, jak długo uczestnicy będą próbować ułożyć układankę. I co się okazało? Zgadliście – bardziej wytrwałe były osoby, które jadły ciastka! Średnio osoby z grupy ciastek próbowali ułożyć puzzle przez 19 minut. Z kolei uczestnicy z grupy rzodkiewek rezygnowali średnio już po upływie 8 minut. Baumeister tłumaczy to tak: „różnego rodzaju wybory korzystają z tych samych ograniczonych zasobów silnej woli i dyscypliny”.

Jaki wniosek płynie z tych badań dla motywacji? Ano taki, że jeśli mamy przed sobą trudne zadanie, do którego się przygotowujemy, korzystając nawet z najróżniejszych znanych nam metod motywowania, planowania i organizowania, będzie nam tym trudniej, im bardziej zaniedbujemy nasz inne (i bardziej podstawowe) potrzeby. To tak jak próbować napisać skomplikowany raport, będąc głodnym tak, że aż czujesz ssanie w żołądku.


Jeśli jeszcze nie przekonałam Cię do odpoczynku, może Winston Churchill to zrobi. Brytyjski premier regularnie ucinał sobie drzemki w ciągu dnia i podobno kiedyś powiedział: „Nie myśl, że wykonasz mniej pracy śpiąc w ciągu dnia. To głupi pogląd ludzi bez wyobraźni. Będziesz mógł dokonać więcej. Masz dwa dni w jednym.”

- Ania -

Bibliografia:
1. T. Schwartz, Taka praca nie ma sensu, Warszawa 2012


czwartek, 19 listopada 2015

O pieluchowaniu słów kilka

Dzisiaj trochę z innej beczki. Temat interesujący dla wszystkich młodych rodziców przyszłych i obecnych. Pieluchy.
Wydawałoby się pieluchowanie prosta sprawa. Zakładasz pieluszkę i tyle. Ale jeśli wgryźć się w temat, okazuje się, że to nie jest tak proste i oczywiste i że możemy wybierać wśród kilku rodzajów pieluch.



środa, 4 listopada 2015

Co robimy naszym dzieciom, czyli style wychowawcze

Gdy decydujemy się na dziecko, nie zdajemy sobie często sprawy, jaka ilość wątpliwości może nas wkrótce dopaść. Jeśli do wychowania chcemy podejść z refleksją i zaczniemy szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania może okazać się, że (w zależności od źródła) uzyskamy różne odpowiedzi. Często wręcz się wykluczające. Pytanie, czy trudno jest być „świadomym rodzicem”?
Zastanawiając się nad procesem wychowania, możemy zacząć sobie stawiać pytania o granice.


czwartek, 29 października 2015

Po co Ci stres i czego możesz nauczyć się od zebry? Cz. II
Naukowo potwierdzone metody radzenia sobie ze stresem



Ćwiczenia fizyczne.

Tak! Ćwiczenia pomagają, dzięki możliwości rozładowania napięcia. Dowód? Fizjolog J. Weiss sprawdzał poziom stresu u szczurów. Stresorem były łagodne „kopnięcia” elektryczne. Część szczurów w eksperymencie mogła rozładować napięcie po takim szoku np. biegając w kółku, gryząc barierkę lub po prostu jedząc i popijając wodą. U tych zwierząt dystres był znacznie mniejszy, a co za tym idzie niższe ryzyko chorób niż u szczurów, które nie miały takiej możliwości. Co ważne – u ludzi działa nie tylko fizyczne rozładowanie, ale również jego wyobrażenie (ile razy wyobrażaliście sobie jak wygarniacie szefowi? Prawda, że to też pomaga?). Co jednak ważne:

- ćwiczenia podnoszą poczucie własnej skuteczności i osiągnięć (co jest ważne z punktu widzenia kolejnej metody radzenia sobie ze stresem),
- poprawiają nastrój i tłumią reakcję stresową jedynie przez kilka – kilkanaście godzin po ćwiczeniu,
- działają tylko wtedy, kiedy naprawdę CHCESZ ćwiczyć. Zmuszaj się, a nic z tego nie będzie.
- ćwiczenia aerobowe są lepsze niż anaerobowe (tzn. lepiej długo a mniej intensywnie)
- ważna jest regularność (20 – 30 minut 2-3 razy w tygodniu)
- umiar jest ważny! Nadmierny wysiłek fizyczny jest dla organizmu ogromnym stresorem fizycznym (a jak już wiemy – reakcja stresowa jest jedna).


 Medytacja i relaksacja

Podczas medytacji i relaksacji obniża się napięcie współczulne i poziomy glikokortykoidów (a więc znikają wszystkie niekorzystne objawy fizyczne). Mniej jasne jest czy ten efekt utrzymuje się dłużej – są badania, które to potwierdzają i takie, które temu przeczą. Niemniej – jeśli dzięki relaksacji uda Ci się zasnąć i rozpocząć nowy dzień wypoczętym – jesteś na dobrej drodze.


 Kontrola i przewidywalność

Posiadanie informacji na temat zbliżających się stresorów może znacznie redukować napięcie. Mechanizm najprawdopodobniej wynika z możliwości uruchomienia odpowiednich strategii radzenia sobie ze stresem zawczasu. Czyli np. jestem u dentysty, mam leczenie kanałowe. Lekarz boruje ząb, co nie jest szczególnie przyjemne. W pewnym momencie mówi – jeszcze tylko trzy razy. I pod warunkiem, że rzeczywiście będą to trzy razy, najprawdopodobniej zredukuje mój stres. Będę mogła chociażby uspokajać się głębokim oddychaniem lub wizualizacją bezludnej wyspy zamiast w napięciu o modlić się o koniec.

Brak przewidywalności sam w sobie jest ogromnym stresorem. Pokazuje to na przykład kolejne badanie na szczurach, w którym najpierw przyzwyczaja się szczura do otrzymywania pokarmu w regularnych, dokładnie odmierzonych odstępach czasu. Następnie – zmienia się schemat, dając jedzenie w zupełnie przypadkowych odstępach czasu, jednak tak, aby szczur w ciągu godziny otrzymał taką samą ilość pokarmu jak wcześniej. Efekt? Wyzwolenie reakcji stresowej. A zauważcie, że zwierzę ani nie jest głodne, nic go nie boli, nie jest mu za ciepło / zimno, nie musi uciekać ani walczyć.

Wsparcie społeczne

Liczne badania pokazują, że relacje z innymi znacznie ograniczają negatywne skutki stresu. Na przykład w tych samych rodzinach dzieci biologiczne mają znacznie niższe wyjściowe poziomy hormonów stresów niż dzieci przysposobione. W jednym z wnikliwych badań ludzie byli narażeni na stres w czasie publicznego wystąpienia, konieczności dyskusji z drugą osobą lub rozwiązywania trudnego zadania matematycznego – zarówno w obecności wspierającego przyjaciela jak i bez. I co? Za każdym razem, reakcja stresowa była niższa w sytuacji wsparcia bliskiej osoby.
Co ważne – nie tylko otrzymywanie wsparcia ze strony innych redukuje stres. Często dawanie, a więc możliwość bycia potrzebnym jest czynnikiem silnie wpływającym na odczucie stresu.


 Elastyczność poznawcza

Ludzie prezentują różne style i strategie radzenia sobie ze stresem. Tak długo, jak osoba posiada wiele metod radzenia sobie z emocjami i wyzwaniami życiowymi i elastycznie przechodzi między nimi, wybierając te, które będą najbardziej skuteczne wszystko jest ok. Problem pojawia się wtedy, kiedy uparcie trzyma się jednego sposobu myślenia. Przykładem takiej sytuacji może być poczucie kontroli – kiedy wszystko idzie świetnie, chcesz wierzyć, że jest to wynik Twoich wysiłków. Jednak, kiedy skutki są opłakane, lepiej dla Ciebie, abyś przyczyn tego stanu rzeczy widział w okolicznościach leżących poza Twoją kontrolą, przejściowych i ograniczonych do bardzo wąskiej sfery Twojego życia.


 Umysł to wszystko

Intelektualna praca nad emocjami przynosi rezultaty. W ten sposób budujesz nie tylko swoją inteligencję emocjonalną. Badania wykorzystujące obrazowanie mózgu wskazują, że nazywanie i opisywanie odczuwanych emocji uruchamia korę przedczołową (strukturę odpowiedzialną za wyższe procesy poznawcza) i obniża aktywność ciała migdałowatego - strukturę odpowiedzialną m.in. za generację negatywnych emocji poprzez pobudzenie układu współczulnego (tak! Tego odpowiedzialnego za reakcję stresową!).

Pomocne w redukowaniu stresu okazują się również takie techniki:
- zastanów się za co jesteś wdzięczny. Myślenie o tym, z czego jesteśmy zadowoleni pobudza wydzielanie serotoniny (potocznie nazywanej hormonem szczęścia)
- podejmij decyzję. Zamiast martwić się, podejmij decyzję i skieruj swoją energię na działanie lub po prostu planowanie działań.  Taki zabieg również obniża aktywność układu limbicznego (odpowiedzialnego za emocje), a pobudza korę przedczołową
- zmień perspektywę. Przekonanie o tym, że stres tak naprawdę Ci pomaga a nie przeszkadza, pomaga w ograniczeniu jego negatywnych skutków.

Może to brzmieć jak truizm i porada z „niedzielnej szkółki psychologii”, jednak jak pisze R.M. Sapolski „jeśli zmienisz sposób, w jaki szczur spostrzega swój świat, dramatycznie zmienisz prawdopodobieństwo, że zachoruje (...) fizjologia układów często nie ma znaczenia bardziej kluczowego niż psychologia”. Ze stresem sami siebie zapędzamy w kozi róg – w uprzywilejowanym świecie, w którym żyjemy rzadko mamy do czynienia z prawdziwym stresem, takim, który zrozumiałby lew czy tytułowa zebra. Stresujemy się sytuacjami, które nie są warte naszej energii i emocji – korki, szef, wkurzający klient – a pozwalamy im się zdominować. Zatem może zamiast walczyć ze stresem warto zrewidować nasz sposób patrzenia na świat?
- Ania -

Bibliografia:
1.      R.M. Sapolsky, Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu, Warszawa 2011
2.      E. Barker, Neuroscience Reveals 4 Rituals That Will Make You Happy, http://www.bakadesuyo.com/2015/09/make-you-happy-2/, dostęp: 20.10.2015

3.      K. McGonial, How To Make Stress Your Firend, https://www.ted.com/talks/kelly_mcgonigal_how_to_make_stress_your_friend/transcript, dostęp: 20.10.2015

poniedziałek, 26 października 2015

Po co Ci stres i czego możesz nauczyć się od zebry? Cz. I




Czy zastanawialiście się kiedyś po co jest stres? Nie „dlaczego” się stresujecie, ale właśnie „po co”? Zazwyczaj przyjmujemy stres jako nieprzyjemne doznanie, którego należy unikać. Ba! To zło wcielone, przyczyna nieszczęść różnej maści i ciężaru gatunkowego – począwszy od kłótni z mężem / żoną / partnerem / partnerką / klientem / szefem, przez bezsenność i błędne wyliczenia w Excelu, po choroby. Tymczasem – jak przekonują naukowcy – stres jest nam bardzo potrzebny. Problem tylko w tym, co nas stresuje.

Co to jest stres?

Ok, najpierw należy odpowiedzieć na pytanie „co to jest stres”. Definicji jest wiele (mam wrażenie, że naukowcy mają ze zdefiniowaniem stresu taki sam problem jak ze zdefiniowaniem kiedy się zaczyna i kiedy kończy życie), w zależności od dziedziny nauki (biologia vs. psychologia) i podejścia (bodziec vs. reakcja). Niemniej wspólnym punktem wszystkich tych definicji jest zaburzenie równowagi między możliwościami (jednostki) a wymaganiami (sytuacji). Tak więc stresorem będzie wszystko, co wytrąca nas (nasz organizm) z równowagi, a reakcja stresowa jest po prostu próbą przywrócenia jej. Na poziomie biologicznym polega na aktywacji pewnych części układu nerwowego, wydzielaniu określonych hormonów i hamowaniu uwalniania innych. Mechanizm jest genialny – wzrasta tętno, przyspiesza oddech (lepiej odżywiony i dotleniony organizm), rozszerzają się źrenice (wyostrzenie zmysłów) – przygotowuje organizm do dużego wysiłku. Energia jest mobilizowana i dostarczana maksymalnie szybko do tkanek, które najbardziej jej potrzebują. Ponadto, aby nie marnować cennej energii długofalowe procesy budowania i regeneracji zostają wstrzymane (to dlatego stres hamuje apetyt, obniża popęd seksualny, tłumi układ odpornościowy).

Dlaczego zebry nie mają wrzodów?

Reakcja stresowa jest idealnie przystosowawcza w sytuacji zagrożenia fizycznego, czyli np. w przypadku tytułowej zebry, która ucieka przed chcącym ją pożreć lwem. Problem jednak w tym, że jest uniwersalna, tzn. w świecie ludzi uruchamiamy dokładnie taką samą reakcję niezależnie od rodzaju stresora – czy jest to groźny dla życia uraz fizyczny, głód, gorąco czy zimno, czy zbliżający się deadline, korek w drodze do pracy, wkurzający szef lub kredyt hipoteczny itd. Jeśli wszystko kończyłoby się na jednorazowej i krótkotrwałej sytuacji – nie byłoby problemu. Ok, bodziec – reakcja – koniec. Właśnie o mały włos uniknąłeś zdarzenia na drodze. Skacze adrenalina, wzrasta ciśnienie krwi, zmysły się wyostrzają. Udało się. Zdarzenie trwało kilka sekund. Być może potrzebujesz dłuższej chwili, żeby dojść do siebie, ale – jak mówią – było, minęło. W takich sytuacjach nasza biologia działa na naszą korzyść. Kłopoty zaczynają się wtedy, kiedy ten mechanizm uruchamiany jest wielokrotnie w ciągu dnia lub podtrzymywany przez długie okresy czasu. Kredyt hipoteczny martwi niemal codziennie przez kilkanaście (ha!) lat z rzędu, samochód się zepsuł, a szef jest po prostu idiotą. Jakby tego było mało – jest jeszcze jeden haczyk. Reakcję stresową może wywołać sama antycypacja niechcianej sytuacji, tzn. wystarczy, że będziesz spodziewać się kłopotów, a Twój organizm zacznie się na nie przygotowywać. Tak właśnie w skrócie wygląda odpowiedź na pytanie, dlaczego zebry nie mają wrzodów, a ludzie już tak.

Tylko spokój może nas uratować

Zaraz, zaraz – powiecie – przecież stres nie zawsze jest zły! Owszem, są sytuacje (oprócz tych wymienionych wyżej), w których stres może być naszym sprzymierzeńcem, kiedy mobilizuje i poprawia poziom funkcjonowania (jest to zależne również od innych czynników). Możliwe, że pomoże Ci w czasie publicznego wystąpienia czy realizacji projektu w pracy. O takim pozytywnym rodzaju stresu mówi się czasem eustres (dla odróżnienia negatywy stres nazywa się czasem dystresem). Kluczem jest tutaj umiar. A co jeśli – niestety – tego stresu w naszej ocenie mamy w nadmiarze? Możemy próbować go unikać, choć jak wskazują badacze (i pokazuje doświadczenie życiowe), taka postawa może nam przysporzyć więcej szkody niż pożytku. Bo po pierwsze – to niemożliwe, po drugie – prawdopodobnie zafundujemy sobie kolejny powód do zmartwień, po trzecie – uniemożliwia wypracowanie (wyćwiczenie) strategii radzenia sobie ze stresem, niezbędnych w sytuacji trudnych a niemożliwych do uniknięcia sytuacji. Co zatem robić, żeby skutecznie radzić sobie ze stresem? Naukowcy wskazują kilka metod, o których napiszę w kolejnym poście:)

- Ania - 

Bibliografia:
1.      R.M. Sapolsky, Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu, Warszawa 2011
2.      E. Barker, Neuroscience Reveals 4 Rituals That Will Make You Happy, http://www.bakadesuyo.com/2015/09/make-you-happy-2/, dostęp: 20.10.2015
3.      K. McGonial, How To Make Stress Your Firend, https://www.ted.com/talks/kelly_mcgonigal_how_to_make_stress_your_friend/transcript, dostęp: 20.10.2015

wtorek, 20 października 2015

Behawioralne spojrzenie na wychowanie

Powrót do pisania na blogu oznacza systematyczność. Nie jest to łatwe, gdy dziecko postanawia chodzić spać z rodzicami około godziny 21 lub 22, ale pewnie wszystko jest możliwe ;)
Na początek kilka słów o wychowaniu, w tym komunikacji i mojemu na te zagadnienia spojrzeniu. Myślę, że te wątki często będę przewijać się w moich postach, jako że ostatnio bardzo się tym interesuję. A więc, zaczynamy…

czwartek, 15 października 2015

Wyznanie blogera

Muszę się Wam do czegoś przyznać. To nie jest mój cytat, nie wiem nawet kto jest jego autorem. Zobaczyłam go przypadkiem, gdzieś w Internecie. Miałam wtedy fatalny dzień, wszystko tamtego dnia szło źle. I pamiętam, że ten cytat zupełnie odmienił moją perspektywę i zmienił myślenie. Teraz często go sobie powtarzam:)

Jeszcze jedno - na blogu oprócz artykułów będziemy umieszczać również takie oto obrazki:)

- Ania -





środa, 14 października 2015

Pierwszy!

Z pewną nieśmiałością zaczynamy prowadzić bloga. Choć „zaczynamy” nie jest tu właściwym słowem. Blog powstał kilka lat temu (w 2011 roku), jednak po kilku miesiącach zawiesiłyśmy działalność. Teraz zaczynamy od nowa. O czym będziemy pisać?

Laboratorium Zmiany to projekt stworzony przez dwie psycholożki. Łączymy tu nasze doświadczenie zawodowe i osobiste. Piszemy naukowo o psychologii w karierze, życiu i wychowaniu. Nie jest to jednak poradnik ani zbiór gotowych rozwiązań. Chcemy inspirować, skłaniać do refleksji, edukować, motywować. I trochę odczarować psychologię, bo (niestety!) nie dysponujemy żadną kryształową kulą ani innym magicznym narzędziem, a (jedynie!) nauką. Tak więc czytania w myślach, NLP, coachingów zmieniających życie po jednej sesji i innych cudów, których oczekuje się od psychologa nie będzie.

Skąd się wzięła nazwa?

Laboratorium - gdyż każda zmiana wymaga pracy. Zmiany - bo "jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana" (Heraklit) i "życie jest zmianą" (R. Haak).

Tyle tytułem wstępu:) Kolejny wpis w przygotowaniu (będzie na jakże wyeksploatowany temat – stresu).

A Wy, Drodzy Czytelnicy, o czym chcielibyście najchętniej przeczytać?


- Ania -