wtorek, 12 stycznia 2016

Poczucie własnej wartości - część 2

Nowy rok, nowy post, duże opóźnienia, a do tego Ani padł komputer...

Dzisiaj dalej o poczuciu własnej wartości. Co je buduje? Poczucie, że osoby nam bliskie dostrzegają nas i akceptują takimi, jakimi jesteśmy oraz gdy inni również cenią nas za to, jacy jesteśmy.
Sednem rzeczy jest umiejętność wyrażania przez rodziców miłości. Wierzę, że wszyscy kochamy nasze dzieci, ale czy potrafimy właściwie to okazać?



Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jesteśmy z małym dzieckiem na placu zabaw. Nasza pociecha pierwszy raz samodzielnie zjeżdża ze zjeżdżalni krzycząc „Mamo/Tato, patrz na mnie!”. Co zazwyczaj mówimy? „Super, świetnie! Ale jesteś zdolny/a!”. Jednak chwaląc malucha dajemy mu nie to, czego od nas potrzebuje. Wyrażając naszą miłość mylimy jej/jego istnienie z osiąganiem przez nią/niego celów. Nasze dziecko nie brało pod uwagę, że powinno mieć jakąś umiejętność, by cieszyć się zabawą na placyku. Prosi nad o dostrzeżenie jego osoby, potwierdzenie jego istnienia.

Może się też zdarzyć, że wyrażając miłość mówimy „Uważaj, bo spadniesz!”. Takie hasła zaburzają rozwój poczucia własnej wartości, zaburzają i niszczą radość z zabawy. Dziecko dostaje komunikat – nie sądzę, by mogło ci się udać. W ten sposób skupia się ono na odczuciach rodzica, a nie swoich. Współpracując może ono stać się bojaźliwe i niespokojne lub też podatne na wypadki (spełniając oczekiwania rodzica).

Co więc zrobić w takiej sytuacji? Jak zbudować poczucie własnej wartości? Wystarczy nawiązać kontakt wzrokowy, pomachać i krzyknąć „Hej, kochanie!”. Pokazać, że razem z dzieckiem jesteśmy świadkami jego doświadczenia. Dostanie ono od nas informację, że jest zauważone, a to zaspokoi jego/jej potrzebę miłości. Uczestnicząc bardziej możemy poobserwować minę dziecka. Gdy jest podekscytowane, można powiedzieć „Widzę, że dobrze się bawisz!”. Gdy ekscytacja miesza się z niepewnością – „Widzę, że świetnie się bawisz, ale to chyba jest również trochę niebezpieczne, prawda?”. W ten sposób językiem osobistym opisujemy jego/jej wewnętrzne doświadczenia.

Gdy mamy w domu niemowlę interpretujemy jej/jego płacz na różne sposoby. Dziecko mówi – jestem zawiedzione, nieszczęśliwe, głodne, zimno mi. Fajnie, gdy do płaczu dodamy słowny komunikat w języku osobistym opisujący ten stan, np. „Ach, jest ci zimno”, albo „O, byłeś głodny”. Dlaczego to takie ważne? Bo sednem wszystkiego jest umiejętność wyrażenia własnych odczuć. Dzięki temu wiemy, kim jesteśmy i jakie relacje łączą nas z innymi.

Gdy dziecko będzie starsze, będzie mogło po zjedzeniu części obiadu powiedzieć „Nie, dziękuję, już nie jestem głodna”, zamiast „Nie znoszę tego!”, lub „To niedobre!”. W tym drugim przypadku dziecko nie ma kontaktu z własnymi odczuciami, potrafi jedynie identyfikować się z uczuciami rodzica i przyjmować je lub odrzucać.

Kolejny przykład. Nasze dziecko chodzi już do szkoły. Ostatnio jest przygnębione. Mamy do wyboru albo tradycyjnie go „wychować”, albo dostrzec. Przy pierwszej opcji można powiedzieć – „Dlaczego zawsze muszę ci przypominać o pracy domowej? Wiesz, że trzeba ją zrobić! Wiesz, że nie dostaniesz dobrych ocen, jeśli jej nie zrobisz.” Można by też powiedzieć – „Co się dzieje? Zwykle bez mojego przypominania zabierasz się do lekcji. Czy masz jakieś problemy w szkole? Koledzy ci dokuczają? Czy coś się stało?”. W tej sytuacji pewnie usłyszymy, że nic. Przede wszystkim dlatego, że dziecku/nastolatkowi trudno jest wyrazić swoje uczucia, gdy pada konkretne pytanie. Po drugie dziecko słyszy komunikat – „Jesteś dla nas problemem. Bardziej nam się podoba, gdy jesteś szczęśliwy/a.”. Doświadcza więc, że ta sytuacja i jego uczucia są dla rodziców kłopotliwe. Gdy chcemy dostrzec dziecko moglibyśmy powiedzieć: „Widzę, że masz teraz problemy z zadaniami domowymi. Czy zastanawiałeś się, dlaczego tak jest?”. Możliwe, że odpowiedzią będzie „Nie”, ale rodzice mogą kontynuować – „Chciałabym się tego dowiedzieć. Czy potrzebujesz pomocy w zadaniu?”. W ten sposób nie definiujemy problemu, ale kierujemy uwagę dziecka do jego wnętrza. Być może za jakiś czas znajdzie ono odpowiednie słowa, by opisać, co się z nim/nią dzieje.

Podsumowując, często wspomina się o tym, że krytycyzm niszczy zarówno poczucie własnej wartości, jak i wiarę w siebie. Okazuje się jednak, że pochwały mogą być równie destruktywne. Nie oznacza to, że mamy automatycznie od teraz przestać chwalić swoje dzieci. Chodzi o to, byśmy częściej dostrzegali je jako osobę, a nie jako czyny, które wykonują.

Przyjrzyjmy się takiej sytuacji. 3,5-letni chłopiec czeka na powrót mamy z pracy i rysuje, by skrócić sobie czas oczekiwania. Po jej powrocie biegnie do drzwi i mówi: „Zobacz, mamo, to dla ciebie!”. Matka odpowiada: „Jest naprawdę dobry. Jesteś naprawdę utalentowanym rysownikiem!”. Co się zadziało? Mama pochwaliła chłopca, ale czy nawiązała z nim kontakt? Czy otrzymał to, czego oczekiwał? Chłopiec nie pobiegł do niej z obrazkiem, żeby go oceniła. Pobiegł, bo ją kocha i za nią tęsknił. Gdyby robił cokolwiek innego, pokazałby jej to. Chłopiec dał matce w tym momencie siebie – swoją egzystencję w danym momencie. Gdyby mama ofiarowała mu w tym momencie spontaniczną, osobistą reakcję, np. „Cześć kochanie. Tęskniłam za tobą!”, albo „Dziękuję. Opowiesz mi o tym obrazku?”, dziecko otrzymałoby to, o co prosiło. Skoro jednak chłopiec został oceniony, następnym razem będzie z mamą współdziałał witając ją słowami „Zobacz mamo, czy to nie jest dobre?” lub „Zobacz, jaki jestem zdolny!”. Punkt widzenia dziecka zmienia się więc z „być” na „potrafić”, z „istnieć” na „osiągać”.


Proponuję zatem, za autorem książki, zrobić mały eksperyment. Podejdźmy dziś do naszych dzieci i zapytajmy ich „Jak myślisz, dlaczego cię kocham?”. A gdy wymienią już sto tysięcy rzeczy, w stylu „bo dzisiaj sprzątnąłem swój pokój”, albo „bo wyrzuciłam śmieci”, odpowiedzmy, że kochamy je dlatego, bo są. I zaobserwujmy reakcję.

- Arleta -

Bibliografia
Juul Jasper, Twoje kompetentne dziecko, Wydawnictwo MiND, 2011, 2012 ISBN 978-83-62445-02-8

czwartek, 10 grudnia 2015

Poczucie własnej wartości a wiara w siebie część 1

Idą święta, dziecko rośnie. Ciężko znaleźć czas na cokolwiek. Ale się staram. Dzisiaj trochę o naszej samoocenie.

Temat wydaje się być bardzo oklepany. Nauczyciele, terapeuci, rodzice, wszyscy chcą wzmacniać poczucie własnej wartości u dzieci. Dorośli chcą je pielęgnować i rozwijać u siebie nawzajem. Powiedziano nam, że to ważne, więc się staramy.



Często jest jednak tak (a nawet powiedziałabym, że w 99% przypadków), że nie wzmacniamy poczucia własnej wartości, a wiarę w siebie. Nasze wysiłki spełzają na niczym, bo poczucie owo może jeszcze się obniżać, a w sytuacji stresowej całkowicie spaść, szczególnie u dzieci. W konsekwencji nadymamy ego, które jest marnym substytutem poczucia własnej wartości, a zbyt nadmuchane może pęknąć jak balon.

Co jest czym?
Przekonanie o własnej wartości to wiedza o tym, kim jesteśmy i nasze doświadczenia z tym związane. To jądro naszej osobowości stanowiące odpowiedź na pytanie, jak dobrze siebie znamy. Osoba, która ma dobrze rozwinięte poczucie własnej wartości czuje się dobrze sama ze sobą, jest niezależna. Zna swoją wartość przez sam fakt swojego istnienia. Natomiast osoby o niskim poczuciu własnej wartości często mają poczucie winy i są krytyczne wobec siebie.

Podobnie, gdy patrzymy na nowo narodzone dziecko i mamy poczucie, że ta nowa istotka jest wspaniała i cenna przez sam fakt jej istnienia. Nie chcemy jej poprawiać, kochamy ją, bo jest.
Natomiast wiara w siebie to miara tego, do czego jesteśmy zdolni (nasze zdolności i talenty). Odnosi się do tego, co potrafimy zrobić bądź osiągnąć. Jest cechą nabytą.

Są to zatem dwie różne rzeczy, choć ze sobą powiązane. Ale uwaga. Jeśli ktoś ma wysokie poczucie własnej wartości, rzadko kiedy cierpi na brak wiary w siebie. Odwrotnie jednak może być zupełnie inaczej.

Jeśli mając wysokie poczucie własnej wartości chcemy nauczyć się malować pejzaże, ale okaże się, że nie mamy za grosz talentu plastycznego, to spokojnie przyjmiemy do wiadomości, że tak jest. Możemy poczuć smutek związany z porzuceniem marzenia, ale podejdziemy do tego zdroworozsądkowo. Przy braku wysokiego poczucia własnej wartości raczej podejdziemy do tego dramatycznie, mając poczucie, że do niczego się nie nadajemy. Nazwiemy się nieudacznikami.
Różnica ta jest zatem bardzo istotna. Oczywiście nikt nie twierdzi, że mamy nagle zaprzestać budowania czyjejś wiary w siebie. Trzeba jednak pamiętać, że tym nie wzmocnimy poczucia własnej wartości.

Niskie poczucie własnej wartości może przejawiać się strachem przed porażką, przechwałkami, obawą przed życiem, usuwaniem się w cień, wyniosłością, poczuciem winy, nadużywaniem szkodliwych substancji, agresywnym zachowaniem, kłopotami trawiennymi itp.
Jest więc czymś o czym warto pamiętać i nad czym warto pracować. Z kolei mała wiara w siebie jest nie tyle problemem psychologicznym, co pedagogicznym, który łatwo rozwiązać podając obiektywną ocenę czyiś umiejętności. Wiara w siebie wzrasta wraz z jakością naszych osiągnięć.

Tyle w temacie na początek. Postaram się, jak najszybciej rozwinąć ten wątek. :)

- Arleta -

Bibliografia
Juul Jasper, Twoje kompetentne dziecko, Wydawnictwo MiND, 2011, 2012 ISBN 978-83-62445-02-8

wtorek, 24 listopada 2015

Odpuść sobie. Wpis antymotywacyjny.

źródło: https://www.flickr.com/photos/chrisflorence/

Na pomysł wpisu o motywacji (i umiejętności motywowania się) wpadłam, kiedy moją "ścianę" na Facebooku zaczęły wręcz zalewać różnego rodzaju artykuły i materiały na ten temat. W tych artykułach autorzy zdawali się krzyczeć: "więcej entuzjazmu!", "możesz to zrobić, jeśli chcesz!", "zorganizuj się!", "uwierz w siebie", "miej wizję"... I wiecie co? Pomyślałam, że to jednak temat, którego nie można sprowadzić do tak prostych haseł.

Firmy co roku przeznaczają ogromne budżety na szkolenia motywacyjne. Motywują i szkolą menedżerów, jak ci z kolei mają motywować pracowników. Budowane są systemy premiowe, ścieżki karier, badania satysfakcji... wszystko po to, by ZMOTYWOWAĆ ludzi do pracy. Jeśli jednak sam chcesz zadbać o swoją motywację – nic prostszego – na rynku istnieje pewnie kilkadziesiąt poradników i książek o (auto)motywacji. Wpisując hasło „motywacja” w Google otrzymasz ponad 1,5 mln wyników. Zresztą jeśli choć trochę interesujesz się własnym rozwojem i chcesz świadomie budować ścieżkę kariery, na Twojej ścianie na Facebooku pewnie regularnie pojawiają się artykuły o tym, jak sprawić, by „się chciało tak, jak się nie chce”. No właśnie – jak?

Zasadnicze pytanie

O motywacji zazwyczaj zaczynamy myśleć wtedy, kiedy jej brakuje. Wtedy też próbujemy znaleźć rozwiązanie problemu i w jakiś sposób zmusić się do pracy. Sposobów na zmotywowanie się jest mnóstwo – jedne są bardziej skuteczne, inne mniej. Nie na każdego działa to samo. Jednak większość tych metod pomija bardzo istotną kwestię.  I jeśli zapytasz mnie co masz zrobić, żeby Ci się zachciało, ja Ci odpowiem, że może warto odwrócić pytanie i zastanowić się dlaczego Ci się nie chce? Jakie Twoje potrzeby stoją za tym „lenistwem”? W końcu – jakie korzyści przemawiają za „nic nie robieniem”?

Zapomniane potrzeby

To truizm i banał powiedzieć, że współczesny świat narzuca mordercze tempo. Szybciej chodzimy, jemy, zawieramy umowy, bardziej się męczymy i dłużej pracujemy. Mamy stawiane cele, które z roku na rok są bardziej ambitne. Absolutnym priorytetem jest rozwój -  podnoszenie kompetencji staje się koniecznym warunkiem funkcjonowania zawodowego i osobistego. Czasem po prostu się nie chce.

Cała ta codzienna bieganina pociąga za sobą ukryte koszty: utrudnioną koncentrację, mniej czasu na wszystko, rzadsze okazje do refleksji i planowania w  dalszej perspektywie. Gdy w końcu wieczorem wracamy do domu mamy mniej energii dla najbliższych, mniej czasu na relaks i odpoczynek, a kiedy uda nam się wreszcie szczęśliwie położyć spać, z dużym prawdopodobieństwem będą nas nachodzić myśli związane z pracą czy innymi obowiązkami. Zasada „więcej, szybciej, efektywniej” nie działa. Jasno pokazują to wyniki badań przeprowadzonych przez jedną z firm konsultingowych. W latach 2007-2008 przebadano ponad 90 tys. pracowników z 18 krajów. I co się okazało? Tylko 20% badanych czuło się w pełni zaangażowanych w swoją pracę; 40% „robiło swoje”, lecz bez pełnego zaangażowania, a kolejne tyle czuło się zniechęconych do swojej pracy i niezaangażowanych.

Z drugiej strony mamy prace profesora Andersa Ericssona, który przeprowadził niezwykłe badania oceniające wpływ ćwiczeń na umiejętności i sukces zawodowych skrzypków. W skrócie: w 1993 roku Ericsson przeprowadził badania dzieląc 30 młodych skrzypków z berlińskiej Akademii Muzycznej na trzy grupy: do najlepszej trafili ci, którym wróżono karierę solistów, drugą grupą były osoby, od których oczekiwano, że będą grać w orkiestrach. Trzecią grupę stanowili studenci, którzy w przyszłości mieli być nauczycielami muzyki. Na podstawie zebranych danych Ericsson doszedł do kilku ciekawych wniosków. Jednym z nich był – jak się domyślacie – ten, że skrzypkowie z grup 1 i 2 ćwiczyli znacznie więcej niż osoby z grupy 3 (średnio 20 godzin w tygodniu vs 9 godzin). Ale co najbardziej zaskoczyło badaczy – skrzypkowie z grupy „solistów” spali znacząco więcej niż z grupy „nauczycieli” (prawie 9 godzin na dobę vs 8)  i znacząco więcej niż przeciętni Amerykanie (6,5 godziny). Badania sugerują więc, że wielcy wykonawcy pracują znacznie intensywniej niż przeciętni, ale jednocześnie bardziej dbają o swój odpoczynek i możliwość regeneracji. Zresztą w ankietach wszyscy skrzypkowie przyznawali, że po samodzielnych ćwiczeniach to sen i odpoczynek jest drugim najważniejszym czynnikiem wpływającym na jakość gry.

Możliwość uzyskiwania dobrych wyników wymaga rytmicznego i sprawnego przechodzenia od pracy do odpoczynku i odwrotnie.  Żeby wydatkować energię musimy ją skądś czerpać – to oczywiste. Jak pisze Tony Schwartz pomysłodawca The Energy Project (http://theenergyproject.com) człowiek, aby funkcjonował potrzebuje czterech źródeł energii: fizycznej, emocjonalnej, umysłowej i duchowej. Kryją się za nimi potrzeby: równowagi (ciało), bezpieczeństwa (emocje), samorealizacji (umysł), uznania/sensu (duchowa). Ja je zaspokajać?

RÓWNOWAGA – składają się na nią cztery czynniki: odżywianie, kondycja fizyczna, sen i odpoczynek. Wszystkie stanowią formy aktywnej i pasywnej regeneracji. Na rysunku pola z lewej strony ilustrują nieskuteczne sposoby generowania i odnawiania energii, z prawej – te pożądane. Jest też haczyk – kiedy czujemy zmęczenie chętnie i często bezwiednie korzystamy z lewej strony tabeli. Niby to wszystko wiemy, ale prawda, że te metody wydają się takie łatwe i „na wyciągnięcie ręki”? No właśnie, tylko w dłuższej perspektywie przynoszą wypalenie i koło się zamyka. Brak energii – zryw – wypalenie – brak energii itd.




Jak to wygląda na poziomie emocji i umysłu? Popatrzcie.

BEZPIECZEŃSTWO – to na poziomie emocjonalnym najważniejsza potrzeba, wiąże się z poczuciem zadowolenia, kiedy czujemy się akceptowani i doceniani. Czy wiecie, że poczucie bycia docenianym jest jednym z trzech najważniejszych czynników motywujących ludzi do pracy? Badania przeprowadzone przez Instytut Gallupa pozwoliły wyodrębnić 12 kluczowych czynników budujących silne zaangażowanie w miejscu pracy (a przez to wysoką wydajność i chęć pozostania w firmie). Aż połowa z nich dotyczy kwestii poczucia bycia docenianym, tego że: regularnie otrzymujemy słowa uznania, przełożony interesuje się naszym życiem osobistym, posiadamy w pracy najlepszego przyjaciela i kogoś, kto zachęca do rozwoju.




SAMOREALIZACJA – dotyczy swobody wykorzystywania swoich talentów i umiejętności. Tę potrzebę żywi umiejętność kierowania uwagi i koncentrowania się w danej chwili tylko na jednej rzeczy. W sferze optimum to przechodzenie od myślenia analitycznego do holistycznego – od Strefy Taktyki do Strefy Kontekstu.



DUCHOWOŚĆ – ten układ nie został zdefiniowany, gdyż jest on bardzo osobisty. Niemniej we współczesnych badaniach często zwraca się uwagę na wymiar duchowości, jako warunek dobrego funkcjonowania.

Głębiej, bogaciej, bardziej refleksyjnie...

Jako psycholog mówię swoim klientom, żeby o sobie zadbali, byli dla siebie łaskawi i potrafili sobie odpuścić. Czasem lenistwo nie jest słabością, a staje się sposobem na odzyskanie energii. Oczywiście – mądre „nicnierobienie”. Jeśli więc czujesz się zniechęcony, zachęcam do przeprowadzenia „audytu energetycznego” i udzielenia odpowiedzi na te pytania:

1.      Czy prawidłowo się odżywiasz, pracujesz regularnie i wysypiasz się?
2.      Czy rano chętnie zabierasz się do pracy?
3.      Czy koncentrujesz uwagę na sprawach priorytetowych i czujesz, że pracujesz efektywnie?
4.      Czy widzisz sens w swojej pracy?

I na koniec najtrudniejsze:

5.      Czy życie, które prowadzisz, jest warte ceny, którą płacisz?

Te pytania oczywiście odnoszą się do opisanych wcześniej czterech potrzeb. Idea nie jest skomplikowana – żeby mieć energię do działania, musisz najpierw zaspokoić bardziej podstawowe potrzeby. Idealna sytuacja to oczywiście taka, w której odpowiesz na wszystkie pytania „tak”. Oczywiście także wtedy może zdarzyć się, że czujesz się zniechęcony. Jednak w takim wypadku zapewne skuteczne okażą się standardowe metody motywowania się do pracy – planowanie i organizowanie zadań, wyznaczanie celów, praca nad mocnymi stronami itd. Z drugiej strony, jeśli na któreś pytanie odpowiedziałeś „nie” – być może właśnie odkryłeś prawdziwą przyczynę swojego samopoczucia.

Ciasteczka i rzodkiewki

Żaden artykuł o motywacji nie byłby pełny bez tematu samokontroli. Jedne z najsłynniejszych badań nad silną wolą przeprowadził Roy Baumeister. W 1998 roku wraz ze swoimi kolegami zrobił eksperyment, który miał na celu udowodnić tezę, że silna wola działa jak paliwo o ograniczonych zasobach. Eksperyment wyglądał tak: badacze zapraszali uczestników do sali pod pretekstem, że wezmą udział w badaniu percepcji smakowej. Gdy usiedli, organizatorzy wnosili duży talerz z czekoladowymi ciasteczkami prosto z pieca oraz talerz rzodkiewek. Połowa uczestników została poproszona o zjedzenie co najmniej dwóch ciasteczek i nie ruszanie rzodkiewek. Druga połowa – odwrotnie – o zjedzenie co najmniej dwóch rzodkiewek i pozostawienie ciastek. Żaden z badanych nie złamał polecenia, chociaż   jak opisują badacze – kilku jedzących rzodkiewki spoglądało tęsknym wzrokiem na talerz z ciasteczkami. W dalszej części eksperymentu organizatorzy wracali po kilku minutach do sali i tym razem prosili uczestników o ułożenie puzzli (których jednak nie dało się ułożyć, gdyż były krzywo docięte), a następnie mierzyli czas, jak długo uczestnicy będą próbować ułożyć układankę. I co się okazało? Zgadliście – bardziej wytrwałe były osoby, które jadły ciastka! Średnio osoby z grupy ciastek próbowali ułożyć puzzle przez 19 minut. Z kolei uczestnicy z grupy rzodkiewek rezygnowali średnio już po upływie 8 minut. Baumeister tłumaczy to tak: „różnego rodzaju wybory korzystają z tych samych ograniczonych zasobów silnej woli i dyscypliny”.

Jaki wniosek płynie z tych badań dla motywacji? Ano taki, że jeśli mamy przed sobą trudne zadanie, do którego się przygotowujemy, korzystając nawet z najróżniejszych znanych nam metod motywowania, planowania i organizowania, będzie nam tym trudniej, im bardziej zaniedbujemy nasz inne (i bardziej podstawowe) potrzeby. To tak jak próbować napisać skomplikowany raport, będąc głodnym tak, że aż czujesz ssanie w żołądku.


Jeśli jeszcze nie przekonałam Cię do odpoczynku, może Winston Churchill to zrobi. Brytyjski premier regularnie ucinał sobie drzemki w ciągu dnia i podobno kiedyś powiedział: „Nie myśl, że wykonasz mniej pracy śpiąc w ciągu dnia. To głupi pogląd ludzi bez wyobraźni. Będziesz mógł dokonać więcej. Masz dwa dni w jednym.”

- Ania -

Bibliografia:
1. T. Schwartz, Taka praca nie ma sensu, Warszawa 2012


czwartek, 19 listopada 2015

O pieluchowaniu słów kilka

Dzisiaj trochę z innej beczki. Temat interesujący dla wszystkich młodych rodziców przyszłych i obecnych. Pieluchy.
Wydawałoby się pieluchowanie prosta sprawa. Zakładasz pieluszkę i tyle. Ale jeśli wgryźć się w temat, okazuje się, że to nie jest tak proste i oczywiste i że możemy wybierać wśród kilku rodzajów pieluch.



środa, 4 listopada 2015

Co robimy naszym dzieciom, czyli style wychowawcze

Gdy decydujemy się na dziecko, nie zdajemy sobie często sprawy, jaka ilość wątpliwości może nas wkrótce dopaść. Jeśli do wychowania chcemy podejść z refleksją i zaczniemy szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania może okazać się, że (w zależności od źródła) uzyskamy różne odpowiedzi. Często wręcz się wykluczające. Pytanie, czy trudno jest być „świadomym rodzicem”?
Zastanawiając się nad procesem wychowania, możemy zacząć sobie stawiać pytania o granice.