wtorek, 12 stycznia 2016

Poczucie własnej wartości - część 2

Nowy rok, nowy post, duże opóźnienia, a do tego Ani padł komputer...

Dzisiaj dalej o poczuciu własnej wartości. Co je buduje? Poczucie, że osoby nam bliskie dostrzegają nas i akceptują takimi, jakimi jesteśmy oraz gdy inni również cenią nas za to, jacy jesteśmy.
Sednem rzeczy jest umiejętność wyrażania przez rodziców miłości. Wierzę, że wszyscy kochamy nasze dzieci, ale czy potrafimy właściwie to okazać?



Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jesteśmy z małym dzieckiem na placu zabaw. Nasza pociecha pierwszy raz samodzielnie zjeżdża ze zjeżdżalni krzycząc „Mamo/Tato, patrz na mnie!”. Co zazwyczaj mówimy? „Super, świetnie! Ale jesteś zdolny/a!”. Jednak chwaląc malucha dajemy mu nie to, czego od nas potrzebuje. Wyrażając naszą miłość mylimy jej/jego istnienie z osiąganiem przez nią/niego celów. Nasze dziecko nie brało pod uwagę, że powinno mieć jakąś umiejętność, by cieszyć się zabawą na placyku. Prosi nad o dostrzeżenie jego osoby, potwierdzenie jego istnienia.

Może się też zdarzyć, że wyrażając miłość mówimy „Uważaj, bo spadniesz!”. Takie hasła zaburzają rozwój poczucia własnej wartości, zaburzają i niszczą radość z zabawy. Dziecko dostaje komunikat – nie sądzę, by mogło ci się udać. W ten sposób skupia się ono na odczuciach rodzica, a nie swoich. Współpracując może ono stać się bojaźliwe i niespokojne lub też podatne na wypadki (spełniając oczekiwania rodzica).

Co więc zrobić w takiej sytuacji? Jak zbudować poczucie własnej wartości? Wystarczy nawiązać kontakt wzrokowy, pomachać i krzyknąć „Hej, kochanie!”. Pokazać, że razem z dzieckiem jesteśmy świadkami jego doświadczenia. Dostanie ono od nas informację, że jest zauważone, a to zaspokoi jego/jej potrzebę miłości. Uczestnicząc bardziej możemy poobserwować minę dziecka. Gdy jest podekscytowane, można powiedzieć „Widzę, że dobrze się bawisz!”. Gdy ekscytacja miesza się z niepewnością – „Widzę, że świetnie się bawisz, ale to chyba jest również trochę niebezpieczne, prawda?”. W ten sposób językiem osobistym opisujemy jego/jej wewnętrzne doświadczenia.

Gdy mamy w domu niemowlę interpretujemy jej/jego płacz na różne sposoby. Dziecko mówi – jestem zawiedzione, nieszczęśliwe, głodne, zimno mi. Fajnie, gdy do płaczu dodamy słowny komunikat w języku osobistym opisujący ten stan, np. „Ach, jest ci zimno”, albo „O, byłeś głodny”. Dlaczego to takie ważne? Bo sednem wszystkiego jest umiejętność wyrażenia własnych odczuć. Dzięki temu wiemy, kim jesteśmy i jakie relacje łączą nas z innymi.

Gdy dziecko będzie starsze, będzie mogło po zjedzeniu części obiadu powiedzieć „Nie, dziękuję, już nie jestem głodna”, zamiast „Nie znoszę tego!”, lub „To niedobre!”. W tym drugim przypadku dziecko nie ma kontaktu z własnymi odczuciami, potrafi jedynie identyfikować się z uczuciami rodzica i przyjmować je lub odrzucać.

Kolejny przykład. Nasze dziecko chodzi już do szkoły. Ostatnio jest przygnębione. Mamy do wyboru albo tradycyjnie go „wychować”, albo dostrzec. Przy pierwszej opcji można powiedzieć – „Dlaczego zawsze muszę ci przypominać o pracy domowej? Wiesz, że trzeba ją zrobić! Wiesz, że nie dostaniesz dobrych ocen, jeśli jej nie zrobisz.” Można by też powiedzieć – „Co się dzieje? Zwykle bez mojego przypominania zabierasz się do lekcji. Czy masz jakieś problemy w szkole? Koledzy ci dokuczają? Czy coś się stało?”. W tej sytuacji pewnie usłyszymy, że nic. Przede wszystkim dlatego, że dziecku/nastolatkowi trudno jest wyrazić swoje uczucia, gdy pada konkretne pytanie. Po drugie dziecko słyszy komunikat – „Jesteś dla nas problemem. Bardziej nam się podoba, gdy jesteś szczęśliwy/a.”. Doświadcza więc, że ta sytuacja i jego uczucia są dla rodziców kłopotliwe. Gdy chcemy dostrzec dziecko moglibyśmy powiedzieć: „Widzę, że masz teraz problemy z zadaniami domowymi. Czy zastanawiałeś się, dlaczego tak jest?”. Możliwe, że odpowiedzią będzie „Nie”, ale rodzice mogą kontynuować – „Chciałabym się tego dowiedzieć. Czy potrzebujesz pomocy w zadaniu?”. W ten sposób nie definiujemy problemu, ale kierujemy uwagę dziecka do jego wnętrza. Być może za jakiś czas znajdzie ono odpowiednie słowa, by opisać, co się z nim/nią dzieje.

Podsumowując, często wspomina się o tym, że krytycyzm niszczy zarówno poczucie własnej wartości, jak i wiarę w siebie. Okazuje się jednak, że pochwały mogą być równie destruktywne. Nie oznacza to, że mamy automatycznie od teraz przestać chwalić swoje dzieci. Chodzi o to, byśmy częściej dostrzegali je jako osobę, a nie jako czyny, które wykonują.

Przyjrzyjmy się takiej sytuacji. 3,5-letni chłopiec czeka na powrót mamy z pracy i rysuje, by skrócić sobie czas oczekiwania. Po jej powrocie biegnie do drzwi i mówi: „Zobacz, mamo, to dla ciebie!”. Matka odpowiada: „Jest naprawdę dobry. Jesteś naprawdę utalentowanym rysownikiem!”. Co się zadziało? Mama pochwaliła chłopca, ale czy nawiązała z nim kontakt? Czy otrzymał to, czego oczekiwał? Chłopiec nie pobiegł do niej z obrazkiem, żeby go oceniła. Pobiegł, bo ją kocha i za nią tęsknił. Gdyby robił cokolwiek innego, pokazałby jej to. Chłopiec dał matce w tym momencie siebie – swoją egzystencję w danym momencie. Gdyby mama ofiarowała mu w tym momencie spontaniczną, osobistą reakcję, np. „Cześć kochanie. Tęskniłam za tobą!”, albo „Dziękuję. Opowiesz mi o tym obrazku?”, dziecko otrzymałoby to, o co prosiło. Skoro jednak chłopiec został oceniony, następnym razem będzie z mamą współdziałał witając ją słowami „Zobacz mamo, czy to nie jest dobre?” lub „Zobacz, jaki jestem zdolny!”. Punkt widzenia dziecka zmienia się więc z „być” na „potrafić”, z „istnieć” na „osiągać”.


Proponuję zatem, za autorem książki, zrobić mały eksperyment. Podejdźmy dziś do naszych dzieci i zapytajmy ich „Jak myślisz, dlaczego cię kocham?”. A gdy wymienią już sto tysięcy rzeczy, w stylu „bo dzisiaj sprzątnąłem swój pokój”, albo „bo wyrzuciłam śmieci”, odpowiedzmy, że kochamy je dlatego, bo są. I zaobserwujmy reakcję.

- Arleta -

Bibliografia
Juul Jasper, Twoje kompetentne dziecko, Wydawnictwo MiND, 2011, 2012 ISBN 978-83-62445-02-8